Pomnik na moczarach

Ledwo zakończyłem poprawki do wpisu o „Teresce”, kiedy zadzwonił przedstawiciel IPN z Łodzi w sprawie mojego pisma z 3 kwietnia 2017 roku, dotyczącego ustalenia, kto faktycznie jest pochowany wraz z dziadkiem Janem w lesie pod Moszczenicą, a także możliwości jakiegoś sensownego upamiętnienia, zaznaczenia tego konkretnego miejsca. Po paru minutach rozmowy, w której, zamiast oferty usunięcia w cholerę tej moczarowskiej nadbudowy nad szkieletem dziadka i schowania do lamusa tych samowolnych upamietnień z błędami ortogrficznymi i merytorycznymi, usłyszałem od strażnika pamięci o ofiarach innej egzekucji, to mnie trochę poniosło i przedstawiłem obszernie, co myślę o tym państwie i jego polityce historycznej w szczególności.
O wskazanie miejsca pochówku mego dziadka prosiłem IPN w Łodzi ponad dziesięć lat temu. Oświadczyli mi wtedy, że nie wiedzą. Uwierzyłem im, bo myślałem, że rzeczywiście nie ma żadnego śladu. Ale, Dalibóg, jak mawia kuzyn Lech, który uczestniczył nawet przy częściowej ekshumacji dołu w dniu 29 kwietnia 1945 roku, to miejsce od półwiecza jest znane całej gromadzie Moszczenica i tym, co nie poskąpili grosza na lastryko. Na leśnej polanie stoi obiekt, który w cywilizowanym kraju dałoby się zwyczajnie wyguglować, ale tu się nie dało sfotografować i przekazać do bazy choćby stacji benzynowej, która jest ważnym punktem orientacyjnym, gdyby ktoś chciał trafić do mogiły.
I kolejny problem. Dziadka kości znajdują się na terenie należącym do Lasów Państwowych.
Jan zaś został rozstrzelany, kiedy pracował jako gajowy w lasach prywatnych, prawie sto kilometrów od miejsca niemieckiej zbrodni. Lasy Państwowe to firma gigant, takie państwo w państwie, które jak chcą, to wszystko mogą, ale nie muszą. To od nich będzie zależało, czy można przeprowadzić jakieś prace na obiekcie. Ponoć IPN i ja jesteśmy na równych prawach wobec ODLP, a więc wypadałoby jedynie gorąco prosić.
Praktyka ostatnich lat wskazuje, że Lasy Państwowe bardzo ofiarnie wspierały wszelkie projekty, które miały na celu umacnianie Hubalowego mitu. Obejrzałem wiele reportaży fotograficznych, od Birczy po Kudypy, na których widać leśników w trakcie odsłaniania kolejnych pomników, tablic i głazów na cześć dzielnych hubalczyków. Czy byliby w stanie pozwolić na upamiętnienie ofiar, które do tej legendy nie pasują?
A co zrobić, jeśli właścicielem miejsca egzekucji i pochówku oraz lastryka i metalowego płotka okaże się Gromadzka Rada Narodowa w Moszczenicy. Taki podmiot już nie istnieje, a nie mam pojęcia, czy obecne władze gminne Moszczenicy są jego prawnymi spadkobiercami. I czy obecne władze muszą zajmować się sprawami, które raczej nie wpłyną na wynik kolejnych wyborów.
Sam IPN, któremu powierzono kwestie upamiętnień, postępuje ponoć według jakichś przepisów, które różnią się w zależności od tego, czy obiekt znajduje się na cmentarzu zwykłym, czy o statusie cmentarza wojennego. Mam poważne wątpliwości, czy dziadek Jan zginął w czasie wojny, gdyż 2 lipca 1940 roku, w stanie wojny były jedynie Niemcy i Wielka Brytania.
Zakładając, że polanka w Moszczenicy-Las zostanie przekształcona w cmentarz wojenny, jak to się stało niepostrzeżenie np. w Skłobach, to wtedy ptasie trele nad mogiłą bedą zakłócane cyklicznymi apelami z udziałem Wiadomo Kogo.
Nie będę wnioskował o ekshumację i przeniesienie szczątków na inny cmentarz, bo nie zostałem do tego zobligowany przez synów dziadka, a ich wolę miałem możliwość poznać.
Poczekam zatem cierpliwie na pisemną odpowiedź z IPN, a potem się zobaczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Uzupełnij pole: *