Zbliżają się okrągłe rocznice zakończenia koszmarnego konfliktu zbrojnego pomiędzy imperiami, państwami, narodami i grupami społecznymi, który powszechnie nazywamy II Wojną Światową. I bylibyśmy bardzo szczęśliwi, gdyby przy tej okazji spierano się jedynie o to, czy datą końcową tej masakry był 8 lub 9 maja, czy może dopiero 2 września 1945 roku. Sęk w tym, że, pomimo upływu trzech czwartych stulecia, nie doczekaliśmy się jednej, obiektywnej narracji o przyczynach, przebiegu i następstwach tego wydarzenia.
Pamięć o okresie II Wojny Światowej inaczej ukształtowała się w Polsce, inaczej w Rosji. Dyskusja pomiędzy historykami polskimi i rosyjskimi na ten temat nie ma najmniejszego sensu. Nie ma też co liczyć na to, że pomiędzy Polską i Rosją dojdzie do wypracowania kompromisu w sprawie upamiętnienia miejsc wiecznego spoczynku ofiar wojny. Nie ma co oczekiwać, że na masowych mogiłach pomordowanych Polaków, powstaną pomniki z inskrypcjami, wskazującymi faktycznych sprawców zbrodni. Rosjanie tego nie zrobią, choćbyśmy nawet zachowali te fałszywe pomniki wdzięczności, wzniesione niegdyś w celach propagowania rzekomej polsko-sowieckiej przyjaźni i pewnie zaznaczone na rosyjskich mapach sztabowych.
Nie mamy żadnego wpływu na politykę historyczną, prowadzoną przez władze Rosji. Ale, to właśnie my możemy tu, na prawym i lewym brzegu Wisły, wyeliminować fałsz historyczny wyryty na upamiętnieniach w miejscach pochówku żołnierzy sowieckich (w tym oczywiście Rosjan). I nie możemy ograniczać się tylko do ofiar z okresu sowieckiej ofensywy (lipiec 1944 – maj 1945).
Przede wszystkim należy zadbać o odrestaurowanie, uporządkowanie i właściwie oznaczenie cmentarzy i miejsc pochówków żołnierzy Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej, wziętych do niewoli po 22 czerwca 1941 r. i zgładzonych przez Niemców w obozach jenieckich. To skandal, kiedy w wolnej Polsce nie mamy odwagi upamiętnić sowieckich jeńców, zamordowanych i zagłodzonych przez niemieckich oprawców.
Po drugie, należy lepiej zadbać o masowe mogiły żołnierzy Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej, poległych w bitwach z Niemcami, stoczonych na obecnych terenach państwa polskiego. Wiele z tych mogił znajduje się w obrębie cmentarzy wyznaniowych, a wszyscy żołnierze sowieccy, co nie jest zgodne z prawdą, potraktowani są jak bezwyznaniowcy lub ateiści. Nie wydaje mi się, że te mogiły, w których spoczywają nieraz szczątki kilkuset żołnierzy, powinny pozostawać całkowicie anonimowe. Można chyba dopuścić do instalowania na murkach jakichś indywidualnych, zunifikowanych formatem, tabliczek epitafijnych? No i koniecznie do wymiany są inskrypcje, pisane pod dyktando weteranów Gwardii Ludowej.
Jest też trzecia kwestia, niezwykle trudna z uwagi na obowiązujące uzgodnienia międzypaństwowe, a dotycząca ekshumacji i przeniesienia w inne miejsce (na teren czynnych cmentarzy miejskich), szczątków żołnierzy sowieckich pochowanych na placach w centrach miast i miasteczek. W momencie pochówku (początek 1945 roku), placyki te były prawdopodobnie usytuowane na obrzeżach miasteczek poniemieckich, ale obecny układ urbanistyczny znacząco się zmienił, a to nie sprzyja utrzymaniu ciszy i powagi wokół tych grobów.
Marzy mi się, żeby kiedyś, odwiedzając grób mojej Matki, zrobić bez wewnętrznych oporów jeszcze dodatkowo dziesięć kroków i zapalić znicz tym prawie pięciuset bohaterskim żołnierzom sowieckim, którzy zginęli w zwycięskim boju z żołnierzami niemieckimi w okolicach Ruskiego Brodu. Nucąc przy tym w duchu „Вiчную пам’ять”.