Wyczytałem miesiąc temu na stronie „echodnia.eu”, że studenci Uniwersytetu Trzeciego Wieku w PiSusze z niezwykłym zainteresowaniem wysłuchali wykładu inaugarycyjnego, zaprezentowanego przez prezesa łódzkiego „Stowarzyszenia Rodzina Policyjna 1939”. Wykład był połączony z wystawą policyjnych akcesoriów, pamiątek i gadżetów oraz z prezentacją przez tzw. rekonstruktorów, mundurów Policji Państwowej z okresu II RP. Trochę żałuję, że nie mogłem być na tym wykładzie, bo szukam odpowiedzi na pytanie, dlaczego funkcjonariusze PP z Kielecczyzny we wrześniu 1939 roku opuścili swoje komendy i posterunki i udali się na Wschód, zamiast chronić obywateli przed zbrodniczym okupantem i bandytami uwolnionymi z więzień?
A gdyby prezes miał czas i ochotę posłuchać, to opowiedziałbym mu taką historię:
Odrodzona Rzeczpospolita Polska była państwem idealnie odpowiadającym leninowskiej definicji, czyli aparatem przymusu, w którym jedna grupa (władza) ciemięży drugą (lud). W okresie wielkiego kryzysu światowego, lud zaczął cierpieć niewspółmiernie i stał się podatny na różnorodne ideologie. Lud nadpiliczny, reymontowski, zamieszkujący w strefie wpływów miasta Łodzi, bardzo szybko dał posłuch propagatorom ideologii narodowej, występującym pod hasłami walki z obcoplemienną lewicą oraz żydowsko-niemiecką supremacją ekonomiczną.
Rozwój modernistycznego ruchu narodowego na terenie pomiędzy Pilicą a Radomką zaczął się za sprawą Władysława Pacholczyka i Zygmunta Firkowskiego, wywodzących się z Obozu Wielkiej Polski. To ich nieprzeciętna aktywność i ruchliwość po wsiach, osadach i miasteczkach powiatów: koneckiego, opoczyńskiego, rawskiego i radomskiego doprowadziła do stworzenia w nich prężnej struktury organizacyjnej i zawładnięcia kilkoma tysiącami umysłów młodych włościan.
Działalność Władysława Pacholczyka
bardzo nie spodobała się soldatesce z lewicowym zabarwieniem, która zarządzała Rzeczpospolitą przy pomocy policyjnych pał i karabinów, kazamat i więzień odziedziczonych po zaborcach i kneblującej wolność słowa cenzury. Resortem spraw wewnętrznych i wkrótce całym rządem sterował mason Zyndram-Kościałkowski – specjalista od prowokacji konfliktów etnicznych i twórca lotnych oddziałów policji (poprzedników ZOMO).
Nauczyciel z Jeżowa k/Końskich
Puste siedlisko rodziny Pacholczyków w Jeżowie.
został uznany za zagrożenie dla reżimu piłsudczykowskiego i uwięziony prewencyjnie w Berezie Kartuskiej wkrótce po uruchomieniu tam obozu koncentracyjnego. Po raz drugi trafił do Berezy w lipcu 1935 roku, a było to w trakcie kampanii wyborczej do parlamentu.
Właśnie latem 1935 roku dzieją się rzeczy przełomowe w stosunkach polsko-żydowskich w II RP. Ugrupowania narodowców nie ograniczają się już tylko do propagandy, lecz planują i przeprowadzają konkretne akcje, mające na celu osłabienie żydowskiego potencjału w handlu i rzemiośle. Cześć rządzącej junty, już bez obawy o gniew dyktatora Piłsudskiego, podchwytuje hasła narodowców.
W okręgu wyborczym nr 19, zlepionym z dwóch powiatów kieleckich (konecki i radomski) i jednego łódzkiego (opoczyński), antyżydowska agitacja i akcja przybiera zaskakujące rozmiary. Pod nieobecność W. Pacholczyka, talenty organizatorskie ujawnia młody instruktor, student Tadeusz Rakowski z Opoczna. Przeprowadza liczne spotkania, zebrania i narady z mieszkańcami Opoczna, Drzewicy, Odrzywołu i in. Nie zaprzestaje ofensywy propagandowej rownież po zakończeniu wyborów. Według ustaleń policji, T. Rakowski przygotował i koordynował akcją na targowisku w Odrzywole, która odbyła się w trzecią środę listopada 1935 roku i zyskała miano „wesołej środy”.
Na odrzywolskim rynku, 20 listopada 1935, pojawili się aktywiści SN i wzywali do bojkotu żydowskich sklepikarzy i straganiarzy. Padały hasła: „nie kupuj u Żyda”, „Swój do swego po swoje” itp. Pomimo obecności policjanta(ów), atakowano żydowskich straganiarzy, niszczono ich towary. Od żydowskich kramów odpędzano polskich klientów.
Odrzywół – rynek. Widok współczesny.
Przeprowadzona następnego dnia akcja odwetowa lokalnej policji zakończyła się niepowodzeniem. Narodowcom z okolic Odrzywołu jednak nie odpuszczono, gdyż w teren wysłano szpicla (Dominik Jadwiszczyk z komendy w Kielcach). W następną środę, 27 listopada, narodowcy ponownie pojawili się na targu w Odrzywole. Kilkuosobowe bojówki, uzbrojone w kije, zaczęły bić żydowskich straganiarzy, a właścicieli sklepów w rynku zmuszono do ich zamknięcia. Po zajściach policja z Opoczna przystąpiła do aresztowania narodowców we wsiach wokół Odrzywołu. Do Odrzywołu zaczęły też przybywać specjalne szwadrony policji z Kielecczyzny i Zagłębia.
W czwartek, 28 listopada, bojówki i pikiety narodowców zaatakowały żydowskich handlarzy na rynkach w Opocznie, Przysusze i Nowym Mieście. Jednocześnie narodowcy podjęli próbę zablokowania dróg dojazdowych do Odrzywołu, aby uniemożliwić interwencję policji z Radomia i pobliskich miast. Dowodzący akcją policyjną komendant wojewódzki Czesław Grabowski skierował jednak do Odrzywołu zaskakująco duże siły, liczące ok. 350 zmotoryzowanych i uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy, które „zaryglowały” dojazdy do osady/sztetla oraz przeprowadzały aresztowania narodowców w okolicy. Według ustaleń prof. Jerzego Gapysa z UJK w Kielcach, w policyjnej akcji brał też udział wóz pancerny oraz samolot.
Narodowcy liczyli się z interwencją policji, dlatego w sytuacji alarmowej zastosowali czynny opór. Jeszcze przed świtem, 29 listopada, z kilku pobliskich wsi ruszyły w stronę Odrzywołu grupy narodowców, uzbrojone w typowe narzędzia gospodarskie (kije, lagi, widły, łopaty, orczyki). Przywódca jednej z grup podobno był uzbrojony w rewolwer i w stronę tej grupy policjanci oddali pierwsze strzały, raniąc dwóch chłopów.
Około południa na rogatkach Odrzywołu zgromadziło się około trzech tysięcy coraz bardziej agresywnych chłopów. W stronę tłumu nacierającego drogą od Klwowa, na czele którego szedł Ludwik Jaworski z Kłudna, policja otworzyła ogień z karabinu maszynowego. Nastąpiła masakra. Jaworski i czterech chłopów padło trupem na miejscu, a siedmiu otrzymało śmiertelne rany i zmarło w dniach następnych. Ciężkie lub lżejsze rany odniosło około trzydziestu mężczyzn.
Karabinu maszynowego użyła policja także wobec tłumu nacierajacego od strony Wysokina. Jeden uczestnik poległ na miejscu i jeden zmarł od odniesionych ran. Prawdopodobnie nie został użyty trzeci karabin maszynowy, który policjanci ustawili na wylocie drogi w kierunku Ossy. ( Wciąż jeszcze są tacy „znawcy” dziejów polskiej policji/policji granatowej/milicji, którzy wiedzą, że policja polska w latach 30. dysponowała bronią maszynową, ale twierdzą, że jej nie używała!).
Od policyjnych kul zginęli:
1. Ludwik Jaworski
2. Piotr Szymański
3. Stanisław Wolski
4. Franciszek Grabarczyk
5. Jan Wiktorowicz
6. Stanisław Wiktorowicz
7. Jan Piłat
8. Józef Stasiński
9. Kucharski
10. Stanisław Opiłowski
11. Chochoł
12. Jan Kleszcz
13. Piotr Straszyński
/Wg profesora J. Gapysa, ofiar śmiertelnych było 12. Ja doliczyłem się trzynastu./
Większość protestujących, widząc niebywałą brutalność policji, wycofała się spod Odrzywołu i ukryła w lasach. Cześć miejscowych aktywistów pozostała, licząc na wsparcie z bardziej oddalonych wsi. Stronnictwo Narodowe w całym okręgu miało bowiem około 6-7 tysięcy członków. I to spośród tych miejscowych policja aresztowała 35 osób, które potem, w czerwcu 1936 roku, stanęły przed sądem w Opocznie.
Krwawa jatka urządzona narodowcom z Odrzywołu przez policję polską 29 listopada 1935 roku została wymazana z historii. Dla mnie to wydarzenie jest niezwykle istotne, gdyż ciągle szukam powodu aresztowania mojego dziadka przez Einsatzkommando Opoczno.
A gdyby starczyło czasu, to może dałbym radę zająć się też losami Bolesława Trojeckiego – policjanta z Odrzywołu, który został zamordowany w Katyniu (siostra mojej babki Marianny nazywała się po mężu Trojecka). A może lepiej sobie odpuścić, bo jeszcze zaproponują przystąpienie do tego łódzkiego Stowarzyszenia?