Niewiele jest w Polsce wielkich miast. Ja znam takie tylko dwa: Kazimierzę i Końskie. Bliższe mi są Końskie, bo bywałem w nich od dzieciństwa, a poza tym jestem właścicielem 120 tys. metrów kwadratowych Ziemi Koneckiej.
Końskie Wielkie położone są w połowie drogi między: Krakowem a Warszawą, Radomiem a Radomskiem, Skarżyskiem a Opocznem, Przysuchą a Radoszycami itd. W Końskich zaczyna się ścieżka rowerowa, prowadząca do głównych miast Polski Wschodniej: Kielc, Rzeszowa, Przemyśla, Łomży i Elbląga. Miasto leży na trasie różnych pielgrzymek, rajdów i wycieczek turystycznych.
Do Końskich Wielkich przybywali z wizytą: król Stanisław August Poniatowski, wódz Adolf Hitler, prezydent Andrzej Duda. Prawdopodobnie żaden z nich nie miał pojęcia, że pod Sulejowem znajduje się wieś o nazwie Końskie Małe.
Końskie Wielkie i w ogóle Ziemia Konecka, jak wspomniałem w innym wpisie, to był niezwykły tygiel narodów, religii, kultur i języków. W tej społeczności świetnie się odnaleźli także moi kuzyni – potomkowie brata mojego pradziadka, czyli Andrzeja Gołackiego (ur. 1868). Babcia Bronka bardzo lubiła swego stryjecznego brata Floriana i po każdej wyprawie na targ, wpadała do niego na herbatkę (dom Florków był blisko ówczesnego postoju PKS). W latach 60. i 70. ubiegłego wieku, targowisko i sklepy koneckie były dla nas miejscem zawsze udanych zakupów.
Kontakt ze światem zapewniał nam przez dziesięciolecia konecki PKS. Każda podróż np. do Warszawy to była niezwykła przygoda, przeżywana w ścisku, często na jednej nodze.
W Końskich było kino z repertuarem bardziej aktualnym, niż w Przysusze, a zalew w Sielpi był znacznie większy i atrakcyjniejszy, niż pobliska Topornia. No i też zarobki w Koneckich Zakładach Odlewniczych były wyższe, niż na tym przysuskim kopulaku.
Końskie Wielkie zamierzały być jeszcze większe. Zbudowano w nich ogromny zakład mleczarski, a przy okazji bodajże dziesięciopiętrowy biurowiec-widmo. Po drugiej stronie miasta powstał szpital-moloch. Ale skończył się PRL i miasto zaczęło się kurczyć.
Nie ma już przedsiębiorstwa PKS i dworca autobusowego, po torze nie jeżdżą pociągi PKP, coś tam jeszcze dłubią w zakładach metalowych i nadal robią dobre masło i kefir.
Układ sił politycznych w Końskich jest beznadziejny. Słabowita pisoneria, ledwo widoczne PO, przyziemny PSL i pogrobowcy PZPR na lewicy. W takim układzie, nie dziwota, że nie są w stanie nawet zmienić nazwy ulicy stanowiącej wjazd od strony Przysuchy, a mnie szlag trafia, gdy widzę kilka tabliczek upamiętniających Gwardię Ludową.
Najbardziej mi szkoda klubu sportowego „Neptun”, niegdyś potęgi w szczypiorniaka. Atrybutem Neptuna jest trójząb, a barwy klubowe „Neptuna” uwielbiam, podobnie jak barwy „Oskara” Przysucha.
Pomysł zorganizowania w Końskich Wielkich debaty kandydatów na prezydenta III RP nie wywołał u mnie emocji. Telewizja publiczna jest na tyle bogata, że stać ją na zbudowanie makiety miasteczka i zrealizowania tam politycznego szoł.
Ja nie mam o co pytać polityków, a zwłaszcza takich, którzy są ode mnie młodsi i mniej doświadczeni życiowo. Byłoby absurdem, gdybym u schyłku życia pytał jakiegoś szczyla: jak żyć? Takiego pytania od półwiecza nie zadaję nawet księdzu.