Zwyciężyć i spocząć na laurach – to klęska, jak mawiał wąsaty na poły socjalista, a na poły nacjonalista rodem z białoruskich kresów. Z tym mottem i zarysem jego charakterystycznego profilu nadrukowanym na koszulce paradowałem w czasie stanu wojennego po Warszawie i po Placu Czerwonym. Dlatego też uważam, że jedno bądź dwa minimalne zwycięstwa wyborcze nad pisonerią to wciąż za mało. Pisoneria musi zostać rozbita dokumentnie, dla dobra Ojczyzny naszej, tyleż razy we krwi i kłamstwie skąpanej.
Jak wiadomo, gdy w 2015 PiS zwyciężył to zagarnął lub zajebał wszystko, co się tylko dało, tak w PiSusze jak i w Wołominie. Zrobił to, bo też jawił się po części jako prawicowy, a po części jako socjal-agrarny, czyli właśnie taki posiajmany jak cały polski lud. Tylko jakiś cud sprawił, że nasz kraj ukochany nie odnowił unii z bratnią Białorusią i jej wielkim, niczym kartoflana bulba na pyzy, przywódcą.
Prorosyjskość pisiorów, przez długich osiem lat, była ewidentna i wręcz wkurwiająca. Ruska ropa, ruski gaz zalewały kraj. Ruski gaz miał docierać do każdej wioski, bo taką wizję miał kurdupel. Na ruskie stoły trafiały natomiast wyroby mięsne, mleczne i warzywne. Za pomocą fikcyjnej karty Polaka ściągano nad Wisłę i Wartę wszelaki element ruskojęzyczny. Umożliwiono Rosjanom i nosicielom języka rosyjskiego stworzenie sieci agencji pracy, biur obrotu nieruchomościami oraz upowszechnianie ideologii „ruskiego miru” przez zastępy blogerów, botów i hejterów.
Pisowskie zakłamanie najbardziej uwidoczniło się po 24 lutego 2022. Duda, Kaczor, Morawiecki i nawet Czarnek nałożyli maski największych przyjaciół Ukrainy. Poświęcili dziesiątki miliardów złotych, licząc na dziesięciokrotną przebitkę po zawarciu kontraktów na odbudowę Ukrainy ze zniszczeń wojennych. Swoją obłudną polityką zniszczyli fundament pod budowę normalnych, partnerskich stosunków pomiędzy Polską a Ukrainą.
Rok temu, po wyborach do Sejmu, pisonerii zaczęło się palić koło dupy. Jak szczury zaczęli się chować po szpitalach i zagranicznych kurortach. Każdy dodatkowy miesiąc na posadach w spółkach skarbu państwa był dla nich cenny, więc trzymali się koryta jak długo się dało. Utraciwszy jednak władzę nad resortami siłowymi przestali być groźni. Mogło się wydawać, że zostaną wykurzeni z samorządów, ale prześlizgnęli się pod różnymi szyldami.
Od początku wakacji nie ma dnia, w którym nie wyszłaby na jaw jakaś wstrętna pisowska afera. Ale pisiory mało się tym przejmują, bo jakby co, to Duda ich ułaskawi. Chyba nawet mają ochotę wystawić własnego kandydata na prezydenta, bo wybory nie za górami.
I jak zawsze, pisiory znowu wymyśliły sobie urządzenie parteitagu w PiSusze. I jak nigdy ogłosiły datę zjazdu (28.09.2024) z ponaddwutygodniowym wyprzedzeniem. Dla mnie to koszmar, bo znów musiałem się wstydzić i tłumaczyć w zaprzyjaźnionym warsztacie samochodowym pod Wołominem. Na szczęście miałem w telefonie zdjęcie zrobione niedawno w Przysusze i przekonałem ich, że lud miejscowy budzi się.
PS. Kaczor niespodziewanie odwołał datę zjazdu w PiSusze. Może dlatego, że musiał wpierw odwołać tego oślizgłego Rycha? A może dlatego, że Antek nie przygotował jeszcze odpowiedzi na pytanie o Caracale?