Od kilku miesięcy Straż Graniczna, Policja, Wojsko Polskie, gwardia krajowa, strażacy i leśnicy bohatersko bronią wschodniej granicy państwa polskiego. W części strefy nadgranicznej, na wąskim terenie, przylegającym bezpośrednio do granicy pomiędzy Polską a Białorusią, wprowadzono stan wyjątkowy, a wzdłuż pasa granicznego powstały zasieki z drutu żyletkowego (concertiny). Lada moment rozpocznie się budowa płotu granicznego, solidnie związanego z gruntem. Mur graniczny, formacje mundurowe i specjalne przepisy, mające na celu zabezpieczenie wschodniej granicy państwowej, to nic innego jak ostateczne usankcjonowanie koncepcji rozgraniczenia, przedstawionej przez angielskiego lorda, czyli tzw. Linii Curzona.
Czyż to nie paradoks w stuletnich dziejach odrodzonego państwa tego ukochanego narodu, który czerpał siły witalne z pamięci o potędze I Rzeczypospolitej, że teraz cały swój potencjał poświęca na obronę linii granicznej, wykoncypowanej niegdyś w interesie brytyjskiego imperium? Czy to żart historii, czy tylko przypadek, że do pomocy przy wznoszeniu muru jako pierwsi zgłosili się Brytyjczycy? Czy to przeszłość sobie zakpiła, doprowadzając do oddzielenia murem Polaków i Białorusinów, czyli dwa narody, które faktycznie zjednoczyły się i współistniały w unii polsko-litewskiej?
Bohaterska obrona Linii Curzona rodzi pytania i wątpliwości dotyczące tożsamości narodu polskiego. Co się stało z narodem, który przez sto lat nie godził się z pomysłem rozgraniczenia państw narodowych według kryterium etnicznego? Czy rzeczywiście ten naród w jednej chwili dojrzał politycznie i porzucił mrzonki o panstwie „od morza do morza” ?
A może Linia Curzona rzeczywiście stanowi najlepsze rozwiązanie kwestii polskiej granicy na Wschodzie?