W mojej ukochanej ponad wszystko małej ojczyźnie, gdzie co druga istota ludzka powierzyła swój los pisonerii, bigoterii, sutannowej magnaterii i quasi-żandarmerii, wrota dla koronawirusa zostały otwarte prawdopodobnie w okolicach środy popielcowej. Pomimo złych wieści z Chin, ludzie starsi i osłabieni, ale jeszcze na chodzie, ruszyli do świątyń, a potem przychodni i aptek. Ci młodsi, z szybszymi dostępem do informacji, oblatani w świecie, bardziej mobilni, zasobni w złotówki i obce waluty, zaklinali rzeczywistość mocno angażując się w prace remontowe i porządkowe. Marcowa, zdradliwa pogoda sprzyjała groźnym infekcjom, a służba zdrowia i jej administracja jakby straciły energię po zimowych feriach. Władze lokalne także konsekwentnie realizowały swoje planowe zadania (koncert z okazji Dnia Kobiet, zebrania Kół Gospodyń Wiejskich, wręczanie odznaczeń za długoletnie pożycie małżeńskie), nie dostrzegając w tym zagrożenia dla zdrowia i życia seniorów.
Przebudzenie lokalnych organów i służb z ręką w nocniku nastąpiło pomiędzy 11 a 15 marca, kiedy już w całym kraju zapanował chaos: prawny, informacyjny, komunikacyjny. Władza centralna a za nią lokalna zastosowały politykę strachu, przymusu i dozowania informacji, aby okiełznać społeczeństwo. Zamiast rzetelnych wiadomości o skali epidemii, o niewydolności systemy służby zdrowia, zaczęto podawać lakoniczne komunikaty Sanepidu i kreować ministra zdrowia na męża opatrznościowego tego narodu. W walce z początkami epidemii popełniono karygodne błędy, a jak zakończy się ta walka, można tylko spekulować.
W sytuacji, kiedy nie mamy możliwości uzyskania wiadomości o rzeczywistym zagrożeniu wirusem, kiedy informacja o zasięgu epidemii jest reglamentowana, kamuflowana i podawana z opóźnieniem, nie pozostaje nam nic innego, jak baczna obserwacja naszego otoczenia i dostrzeganie symptomów obecności wirusa. Pozostając, jak RCB i premier pisonerskiego rządu przykazali, w swoich mieszkaniach, za parawanem z betonu, zerkajmy od czasu do czasu przez okno i zwracajmy uwagę na takie zjawiska, jak:
– wzmożony ruch radiowozów policyjnych bez włączonych sygnałów,
– pojawianie się na parkingu samochodów z rejestracją z miasta gubernialnego ( np. radomską)
– częste obchody osiedla przez przedstawicieli administracji spółdzielczej
– omijanie całego bloku przez listonosza
– pojawienie się służb miejskich po odbiór śmieci bezpośrednio z mieszkań niektórych lokatorów
– dyskretne spoglądanie na blok przez mieszkańców osiedla, wracających z zakupów
– wpadający do mieszkania chłód z otwartych na okrągło i na przestrzał drzwi na klatce schodowej
– przenikający do mieszkania, kilkakrotnie w ciągu dnia, zapach jakiegoś środka odkażającego
– radykalne zmiany aktywności i nawyków najbliższych sąsiadów
Przyznaję, że mimo tych spostrzeżeń, przez ponad tydzień, nie domyśliłem się, nie skojarzyłem i nie wywnioskowałem, że od koronawirusa nie oddziela mnie nic, poza tą jedną ścianą z wielkiej płyty. Dopiero od wczoraj wiem na pewno, że moje przetrwanie w ogromnej mierze zależy od siły i odporności moich sąsiadów, zmagających się z koronawirusem w warunkach domowej kwarantanny.
Wytrwajcie Moi Drodzy Sąsiedzi!
PS. Szpital-Moloch w Radomiu na Józefowie. Duma mazowieckiego ludu i jego dozgonnego Marszałka. Dziś, w Wielki Piątek zmarło tu sześć osób zakażonych koronawirusem. Zmarły z powiatu przysuskiego miał 60 lat.