W trzeciej dekadzie maja wreszcie zrobiło się trochę cieplej na Ziemi Wołomińskiej. W rytm przeboju „Chwalcie łąki umajone” na drogach i placach uwijają się służby miejskie, komunalne, drogowe i porządkowe. Dużo świeżej energii widać na poligonach, polach bitew i cmentarzach. Ruszyła kampania komunijna i samorządowa – nabożeństwa, spotkania, sesje i wizyty. Jedni wspominają, rekonstruują heroiczną przeszłość, a inni przygotowują się do walki o przyszłość, o urzędowe stołki.
Wiosenne roboty w gospodarstwie się zakończyły, więc ja również postanowiłem trochę ruszyć się z miejsca. Na niedzielne popołudnie, w dniu Zesłania Ducha Świętego, umówiłem się z Krysią na Przyczółku Grochowskim. W planach miałem odwiedzenie miejsc na Pradze, związanych z wujem Bronkiem (działki w Aninie, gdzie stał dom, w którym został zakwaterowany po wojnie, szkoły koło Parku Skaryszewskiego, gdzie był kierownikiem i cmentarza przy Korkowej 152). Krysia oraz mój wuj Tadzio to dziś jedyni, którzy pamiętają wuja Bronka.
Krysia jest wnuczką Jana i Emilii Ziarków, czyli teściów wujka Bronka Gołackiego. Urodziła się w Kruhelu, na Polesiu, w środku II wojny światowej. Rodzicami Krysi byli nauczyciele z Kruhela: Stanisław Kuczewski i Stefania Kuczewska z domu Ziarko – szwagierka wuja Bronka, młodsza siostra cioci Janiny Gołackiej. Ciocia Janina była jednocześnie matką chrzestną Krysi.
Droga z Wołomina na Grochów zajęła mi równo godzinę. Nie przypuszczałem, że w Zielone Świątki, tuż po sumie, z Kobyłki w stronę Zielonki będzie walił taki sznur samochodów. W stronę Wawra też kupa pojazdów, bo Ząbki całe rozgrzebane i dostępny jest tylko jeden wjazd na wysokości Rembertowa. A już znalezienie miejsca do zaparkowania na Przyczółku Grochowskim to prawdziwy cud i łaska od Świętego Ducha.
Chociaż była to moja druga wizyta na Przyczółku, to znów musiałem skorzystać z pomocy Jurka – męża Krysi, żeby dostać się z podjazdu do ich mieszkania. Architektura tego osiedla jest wprost niezwykła. A za widoki z blokowego tarasu i z balkonu chyba powinni pobierać opłatę.
Nasyciwszy wzrok panoramą warszawskiego city, przystąpiliśmy do konsumowania smakowitego obiadu, przygotowanego przez Krysię. Upłynęło jednak sporo czasu pomiędzy zupą a deserem, gdyż gaduły z nas nieprzeciętne. Potem doszły jeszcze zdjęcia, a każde z nich przywoływało jakąś historię.
Najpierw Jurek pochwalił się zdjęciem z gazety, które podsunął mu znajomy, na którym bez wątpienia został uwieczniony on wraz z ojcem, na ulicy Brackiej, latem 1944 roku /na chwilę przed wybuchem Powstania/.
Następnie Krysia zaczęła prezentować zdjęcia dotyczące wuja Bronka oraz rodziny Ziarków. Niektóre z tych zdjęć już znałem z albumu cioci Peli, ale większość zobaczyłem po raz pierwszy.
Bardzo długo oglądałem dwie fotografie, zrobione przy świeżym pomniku wuja Bronka na jeszcze pustym cmentarzu w Wawrze. Wuj Bronek był jedną z pierwszych osób tam pochowanych, poza ofiarami egzekucji niemieckiej z 1939 roku. Na obu zdjęciach jest moja babcia Bronka, jej szwagierka Janina, siostra Pela i Emilia Ziarko. Zdjęcie grupowe przedstawia ponadto młodziutkiego wuja Tadzia, ciocię Dankę wraz z ówczesnym mężem Zdzisławem oraz dwie osoby nieznane mi. Może wuj Tadzio je skojarzy?
Na kilku zdjęciach udostępnionych przez Krysię znajduje się Mieczysław Ziarko oraz jego żona Stanisława. Tej rodzinie zamierzam poświęcić odrębny wpis.
A jak czas pozwoli, to w odwiedziny do Krysi i Jurka udam się ponownie.