Ten dzień

Trochę przypadkowo otworzyłem w smartfonie folder ze zdjęciami i nagle zaczęły mi się wyświetlać  obrazki z 17 lutego 2015 roku. Głównie widoki rozgrzebanych olsztyńskich ulic o poranku – moja trasa spod Dworca Głównego do Sądu Okręgowego.

Screenshot

Tego dnia było Międzynarodowe Święto/Dzień Kota 🐈‍⬛ 🐈 o czym nie miałem wtedy pojęcia. Z moimi kotami – Kyziem i Koczkodanem byłem jednak cały czas myślami.      

none

Bardzo przeżywałem, że pierwsze promienie słońca zaczną ogrzewać ich futerka dopiero koło dziewiątej, czyli godzinę później niż tych znad mazurskich jezior. Felis silvestris na facjacie chałupy.

To był wtorek. Kolejny, trzeci już dzień, kiedy nie mogłem poleżeć sobie do południa. Wstałem koło piątej, żeby zdążyć na drugi kurs busa firmy „Bartczak”. Sąd wzywał mnie wprawdzie na dziesiątą, ale ja chciałem jeszcze zajrzeć do banku przy Towarowej.   Dlatego nie wysiadłem na przystanku pod Hortexem, tylko dojechałem na końcowy. Kilka osób niestety czekało już w kolejce w przedsionku banku.
Z gotówką w kieszeni poczułem się raźniej i pomaszerowałem w stronę centrum Olsztyna. Nie  Dworcową, Kołobrzeską i Mickiewicza,  tylko na wszelki wypadek drogą koło Manhattanu. I do samego, sławnego Ratusza z jego jeszcze sławniejszą wieżą.

Do gmachu Sądu Okręgowego dotarłem ciut wcześniej niż powódka ze swoim mecenasem.   Na tle lśniących i błyszczących sądowych wnętrz moje nieczyszczone kamaszki nie prezentowały się zbyt okazale. Gdyby tak się powódka i pani sędzia /wielka miłośniczka malarstwa zresztą/ nie upierały na ten Olsztyn, to do Sądu Okręgowego w Radomiu na pewno przyjechałbym w elegancko wypastowanych pantoflach.

Po zakończeniu rozprawy, już jako felix singularis, w towarzystwie świeżo upieczonej rozwódki i jej pełnomocnika pomaszerowałem do pobliskiej kancelarii prawnej, na przedostatnią wspólną kawę. A potem, już tylko obok niej, doczłapałem do skrzyżowania Kołobrzeskiej z Dworcową. Od „Niemca” do Dworca szedłem sam.

Obok budynku dworca stała łódź. Znacznie większa od tej, jaką chciałem mieć na własność, aby łowić sandacze na jeziorze w Bartołtach Wielkich.   Zanim całkowicie rozładowała mi się bateria zdążyłem jeszcze sfotografować budynek cerkwi greckokatolickiej.  

Dzisiaj cały dzień świętujemy z Koocią. Przemiłą. Z takim troszkę wołomińsko-ukraińskim charakterkiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Uzupełnij pole: *