Na lewicy, w partii, która połączyła zgrabnie postkomunistów i socreformatorów z końca lat 80. ubiegłego wieku, pozostali jedynie najwierniejsi…mężowie pierwszych żon. Zakochani bez reszty i bezgranicznie w swoich ślubnych paniach, codziennie promieniujący miłością w jej najbardziej pastelowych i ciepłych kolorach. A do tego jeszcze najdoskonalsi ojcowie i, coraz częściej, najczulsi dziadkowie.
Ci nieskończenie najwspanialsi mężczyźni sami zrezygnowali z ubiegania się o prezydenturę i pozostali obojętni wobec aspirantek z frakcji anarcho‑feministycznej. Ku zaskoczeniu szerokich mas, wybrali na kandydatkę na prezydenta dr Ma. Ogórek ‑ uzdolnioną lingwistycznie i lektorsko artystkę filmową od ról drugoplanowych. Na walentynkowym zlocie wyborczym, wszyscy, jak jeden mąż, z zachwytem wysłuchali jej przedorędzia, a oklaski i okrzyki niosły się echem po Puszczy Bolimowskiej i Kampinoskiej.
W rozentuzjazmowanym tłumku eseldowskich tradycjonalistów i purytanów familijnych, otaczających wianuszkiem liliową białość Ma. Ogórek, szczególnie widoczny był W. Czarzasty.
Zamurowało mnie.
Skąd ten nagły młodzieńczy zryw statecznego, czułego i potulnego męża Ma. Czarzasty w stronę wątłej postaci Ma. Ogórek? Olśnienie intelektem lub figlarnym uśmiechem? Parcie na Fejsa?
Nobody is perfect ‑ przeleciało mi przez myśl ‑ ale chyba nie do tego stopnia, żeby zafascynować się panią doktor teologii, będąc mężem doktor politologii?
Dlaczego więc permanentnie zakochany mąż dr Ma. Czarzasty, w Dniu Zakochanych, okazał aż tak wielkie zainteresowanie osobą dr Ma. Ogórek?
A co masz do ślicznego Ogóreczka? Wolisz posępnego Dudka, pardon, Dudę w którą Prezes dmie? Widać żeś dziecko nieboszczki Komuny, bo wierzysz że PiS da