Mikrodramat koło Makro

W Wielki Piątek, w południe, nie padało. Znad Bugo-Narwi wiał chłodny wiaterek, a za Targówkiem co i rusz przezierało słonko. Pod wiatami przy Makro zaczęło robić się nieco tłoczno, choć parking odkryty świecił pustkami.

Na Radzymińskiej, niekończący się sznur samochodów bez pośpiechu opuszczał stolicę, ale czasami ktoś tam wyrywał się z korka, aby dojechać do ząbkowskiej hurtowni. Kiedy w bramie wjazdowej pojawił się lśniący, stalowo-ołowiany suv, mimowolnie skierowałem wzrok w jego stronę, bo czyż nie po to, żeby oko cieszył, wymyślono taki ładny i drogi wóz terenowo-podmiejski?

Kierujący suvem zajął wolne, skrajne miejsce postojowe pod zadaszeniem z poliwęglanu i aluminium, parkując niemal na styk z dwoma bardziej spracowanymi, siwymi pojazdami. Coś mu jednak nie pasowało, gdyż zamiast wysiąść z auta, zaczął cofać – niezbyt szybko ale całkiem płynnie. Nie zauważył, że, przed momentem, dwa metry za plecami jego ślicznego suva, zatrzymało się, zamierzające skręcić w prawo, czerwone autko z siwowłosym panem za kierownicą i pasażerką w wieku zbliżonym.

No i stało się. Suv uderza w czerwonego. Stuk i brzęk rozbitego reflektora: typowa, niegroźna stłuczka. Siwowłosy kierowca wysiada szybko, żeby obejrzeć uszkodzony przód. Kierowca suva zaś, trochę zdziwiony, choć już w średnim wieku, lekko uchyla drzwi, ocenia sytuację, rusza metr do przodu, wyskakuje energicznie z auta i zmierza w stronę siwowłosego. Niespodziewanie, suv sam z siebie rusza do przodu, a jego właściciel nie daje rady go okiełznać. Na szczęście, uciekający suv zatrzymuje się, natrafiwszy na statecznik siwego kombiaka, elegancko zaparkowanego przez klientkę hurtowni. Stożkowaty statecznik wkląsł się, ale ocalił tylną lampę.

Byłem przekonany, że na tym zakończy się incydent na parkingu i że zachowam go w pamięci najdalej do wielkanocnego śniadania. Tak by się zapewne stało, gdyby kierowca siwowłosy zaparkował jakkolwiek na pustym placu, a kierowca suva poszukał wizytówek lub dwóch banknotów. Tymczasem, panowie kierowcy i pasażerka czerwonego auta dogadywali się na miejscu pierwszej stłuczki, blokując przejazd pomiędzy sektorami parkingu. Prawdopodobnie doszli do jakiegoś wstępnego porozumienia, gdyż właściciel suwa udał się do swego pojazdu i uruchomił silnik. A siwowłosy… pochylił się przed maską swojego i, albo ponownie przyglądał się uszkodzeniom, albo zbierał okruchy reflektora.

I wtedy znów ten w suvie zaczął cofać. Wydawało się, że chce tylko „odkleić się” od siwego kombiaka, ale nie, bo suv sunął dalej, a dalej była bardzo blisko maska czerwonego auta i kucający przed nią siwowłosy kierowca. Było o włos od tragedii. Pasażerka czerwonego zaczęła machać rękoma i krzyczeć. Siwowłosy mężczyzna zdążył się wyprostować, zanim tył suva docisnął go, chwała Opatrzności że jedynie lekko, do zderzaka i maski własnego wozu.

Poczułem wielką ulgę, kiedy starszy pan otrzepał z kurzu ubranie i jak gdyby nigdy nic przestawił, wreszcie, czerwone auto na wolne miejsce. Wszak, gdyby doszło do dramatu, pewnie byłbym ciągany po różnych sądach jako świadek. Pojawienie się obok kombiaka pani z wózkiem pełnym zakupów i rozpoczęcie przez nią negocjacji z kierowcą suva uznałem za najlepszy moment do oddalenia się z miejsca kolizji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Uzupełnij pole: *