Jabłko wyborcze

Od Sandomierza po Płock, po obu stronach Wisły, sady jabłoniowe nieźle obrodziły. Owoce są piękne, duże, ubarwione i naprawdę smaczne. Ceny są opłacalne i dość stabilne, więc wsród sadowników nie ma paniki, a punkty skupu, zasilone gastarbeiterami ze Wschodu, działają sprawnie. Nawet złodziejstwo jest mniejsze, niż dwa, czy trzy lata temu.

Kończy się sezon w sadach, za kilka godzin nastąpi finał politycznego maratonu, a o polskim jabłku cisza. Nie narzekają sadownicy, przetwórcy, eksporterzy, nie odzywają się konsumenci, nie biadolą dyrektorki Banków Żywności i nie lamentują kierowniczki MOPS-ów. Na rynki Szydłowca, Starachowic i Ostrowca nie przybywają ciężarówki spod Grójca lub Opatowa, wypełnione pysznymi lobo, jonatanami i kosztelami, rozdawanymi za friko zubożałym mieszkańcom.

W przedwyborczej debacie telewizyjnej zaprezentowało się tylko jedno czerwone jabłuszko, przytaszczone przez peeselowskiego wicepremiera. Szczodry jak zawsze chłopina chciał podrzucić to jabłko kandydatowi skrajnie czerwonej lewicy, ale ten szczwany lis tym razem nie połasił się na niskokaloryczny podarek. Być może, dałby się namówić na jabłko w cydrze?

Jabłko – polski Bohater Roku 2014 – przyniosło sukces PSL-owi w wyborach samorządowych i każda inna partia polityczna skorzystałaby z tego symbolu ponownie podczas wyborów do parlamentu. Amatorów darmowych słodkich jabłek deserowych wszak
w kraju nie ubyło. Są doniesienia, że fundacje dobroczynne wysłały z torbami do rolników i sadowników grupy żebracze, upraszające o płody rolne dla swoich beneficjentów. Tymczasem PSL, któremu podlega co piąty samorządowiec oraz wiele agencji, giełd i rynków owocowo-warzywnych, poskąpił choćby tzw. spadów, w cenie około 40 groszy za kilo.

Zachowanie partii ludowej wydaje się z pozoru nieracjonalne, bo któż nie chciałby zdobyć głosu wyborcy za równowartość reklamówki jabłek przemysłowych (2 złote). Ale upartyjnione chłopstwo kalkuluje inaczej. Na wybory ludowcy nie wydają, gdyż oni na wyborach zarabiają. Kandydaci na wójtów i rajców wspierali ubogie miasteczka, korzystając z jabłek dotowanych ze specjalnego funduszu unijnego w związku z rosyjskim embargiem. I wszyscy byli zadowoleni.

Wierchuszka peeselowska, która startuje do parlamentu, aby być blisko ludzkich spraw, nie rozdaje już jabłek, gdyż zauważyła, że wsród najbiedniejszych rolników szerzy się otyłość i cukrzyca. W trosce o zdrowie tych chłopów, którzy nie są w stanie dotrzeć do lekarza, bo ostatnie grosze wydali na opłatę przymusowego ubezpieczenia w KRUS, pod patronatem ministra-kandydata na posła, uruchomiono program bezpłatnych badań USG. I znów wszyscy bedą usatysfakcjonowani finansowo, gdyż Kasa jest bogata.

Sam bym się chętnie zgłosił na badania w mobilnych gabinecie USG, ale czy do jutra zdołam dotyczyć się do Somianki lub do środy do Zabrodzia? Może z piosenką „Jabłoczko” na ustach?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Uzupełnij pole: *